środa, 15 kwietnia 2015

Rozłam

  Siedząc w pokoju spoglądali na siebie. Znów nie wiedział co powiedzieć. Samotność tak go ukształtowała. Lata spędzone w milczeniu. Bardzo chciał być jak inni. Wesoły, rozmowny. Nigdy to nie wychodziło. Za szybko się poddawał. Na drewnianym stole stały białe stokrotki w malutkim wazonie rzucając cień w kształcie serca.
 - Kocham cie- powiedział ochrypłym głosem. Miał taki zawsze gdy był zdenerwowany. Szorstki i nie wyraźny.
 - Nie kochasz mnie, czuje to- nie mogła ukryć żalu. Wspólnie doprowadzili do tej sytuacji. Gy przychodziły problemy uciekali od siebie jak dzieci, które chowają się pod drzewo gdy zacznie padać. Ważne dla nich były tylko chwile beztroski i szczęścia. Życie to nie tylko to przecież.
 - Zawsze cie kochałem. Ty ciągle to utrudniasz- chciał, żeby życie było proste. Bez zbędnych niedomówień. Pragnął niemożliwego.
 - Czy nam się uda?- spytała niepewnie.
 - Uda się, wierze w to całym sercem. Nigdy nie przestane póki żyje.- łzy stanęły mu w oczach. Nie należał do tych twardych. Usilnie próbował to zmienić. Być prawdziwym facetem. Pewnym siebie i odważnym. Jak policjant, którym chciał zostać.
  Niezdarnym ruchem przewrócił wazon. Woda zalała zielone bambusowe maty leżące na stole. Oboje w zdenerwowaniu stawali się łamagami. Mika pospiesznie poszła do kuchni po ścierkę. Cole uśmiechnął się niezręcznie, odpowiedziała. Atmosfera rozluźniła się. Oboje odetchnęli. Skupili się na sprzątaniu broniąc się przed myślami o przyszłości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz